Już na początku Zimbardo pisze o dwóch teoriach dotyczących tego, skąd bierze się zło. Pierwsza z nich, tak zwana teoria dyspozycyjna, mówi, że zło jest wynikiem wewnętrznych dyspozycji – cech wrodzonych albo nabytych, na trwale jednak „zamkniętych” w konkretnym człowieku. Przenieśmy jednak to dyspozycyjne założenie na naszą codzienność. I tu teoria dyspozycja potrafi być naprawdę przydatna, bo choćby nie wiem jakie fale miłości do bliźnich zalewały nasze dobre serca, to i tak zdarza się, że spotkamy się z kimś, o kim się mówi, że jest „toksyczny”. Nie jestem fanką tego słowa, ale opisuje ono coś, czego wielu z nas doświadczyło: są osoby, po spotkaniu z którymi czujemy się jakby zatruci, pozbawieni sił. Bywają relacje, które nas jakby redukują. Są ludzie, którzy wysysają z nas energię, na których widok czujemy się dosłownie chorzy. Jeśli uznamy, że to ich „wina”, staniemy po stronie teorii dyspozycyjnej i dzięki przypisaniu tych „toksycznych” cech określonej osobie możemy jej unikać. I dobrze.
Na podstawie: